Nadszedł ten pamiętny dzień zakończenia trwającej 40 lat sagi Skywalkerów. Tym razem ponownie za kamerą stanął J.J. Abrams, reżyser pierwszej części z disney'owskiej trylogii. Miał on nie lada wyzwanie przed sobą, bo jego poprzednik, czyli Rian Johnson, który był odpowiedzialny za poprzednią część serii, ustanowił nowe wątki, relacje i zmienił sposób, w jaki powinno się patrzeć na Moc. Czy twórca IX epizodu Gwiezdnych wojen podołał zadaniu? Odpowiedź jest prosta. Nie podołał. Można odnieść wrażenie, że wątki z poprzedniej części zostały kompletnie pominięte i zapomniane w najnowszej. Brak spójności między tymi dwoma filmami wydaję się bardzo wyraźny. Jest to jedna z głównych rzeczy, którą zarzucam temu filmowi. Kolejną jest to, że fabuła pędzi na łeb na szyje do ogromnego, spektakularnego finału, który jest jednym wielkim fan serwisem. Sceny, które mają wybrzmieć, być emocjonujące, spowodować wzruszenie u widza, takie nie są, bo nie ma na to po prostu czasu. Po takim momencie zaraz pojawia się dalszy ciąg akcji. Nie ma czasu na chwilę wytchnienia. Oczywiście taka szybka akcja ma swoją zaletę, ponieważ nie ma miejsca na nudę. Nie wiem, czy przez ten pęd wydarzeń, czy przez luki w scenariuszu jest tyle dziur fabularnych. Sporo wątków prowadzi donikąd, są niepotrzebne. Tak jak i również wprowadzenie w tej części nowych postaci, które są po prostu nowymi bohaterami, którzy przeżywają przygodę wraz z Finnem, Poe i Rey. Nie wnoszą nic istotnego, po prostu są. Jeśli o bohaterach mowa, to nie przypadł mi do gustu wątek Rey. Znowu zostaje poruszony temat jej pochodzenia, który według mnie powinien zostać pozostawiony w spokoju po XVIII epizodzie. Mam wrażenie, że dziewczyna z tej historii niewiele wyniosła, mało się nauczyła. Nie zaszła w niej jakaś spektakularna przemiana. Odwrotnie jest natomiast z Kylo, który wyraźną przemianę przeszedł. Niestety mam wrażenie, że jego wątek został zepchnięty bardziej na drugi plan i jego relacja z Rey, którą zbudował w poprzedniej części, nie była tak wyrazista. Ich historia powinna według mnie potoczyć się zupełnie inaczej bez ingerowania w nią siły wyższej takiej jak, to nie będzie spojler, Palpatine. Jeśli o nim mowa, to ten już nieco podstarzały Sith jest jedną wielką ekspozycją. Wszystko łopatologicznie tłumaczy. Zamiast pokazać jak przetrwał, o co mu dokładnie chodzi, to wszystko zostaje powiedziane wprost. Jego wątek również mi się nie podobał, jeżeli już miał wrócić to nie powinien mieć tak wielkiego znaczenia, jakie niestety miał. Warto może teraz powiedzieć kilka miłych słów na temat tego filmu. Plusem są oczywiście efekty specjalne i choreografie walk, które zostały nieco ubogacone. Aktorzy starali się również wydobyć ze swoich postaci to co najlepsze. Nareszcie widzimy współpracę Rey, Finna i Poego, która prezentuje się naprawdę dobrze. Muzyka charakterystyczna dla,Gwiezdnych wojen'' też nie zawodzi. Jest jeszcze jedna rzecz, która jest zarówno wadą, jak i zaletą. Mianowicie nostalgia. Czasami podczas oglądania robi się ciepło na serduszku, gdy widzi się nawiązania do poprzednich epizodów, ale niektóre z nich zdają się wciśnięte na siłę jedynie by tę tęsknotę wywołać. To nie było zakończenie sagi Skywalkerów, o jakim marzyłam. Po seansie mam do całej trylogii tworzonej przez Disneya sceptyczne podejście. Potencjał postaci nie został wykorzystany w 100%, niektórzy z nich według mnie stracili trochę na swoim charakterze. Cały film jest bardzo niespójny, pomija również wątki z poprzedniej części, zapominając o nich. Wszystko dzieje się zbyt szybko, a nostalgia jest wprowadzana miejscami zbyt nachalnie.
Film otrzymuje ode mnie ocenę (piszę to z wielkim bólem serca):
5/10
Comments